Zwyciężczynią konkursu została Pani Aleksandra Tarczewska. Gratulujemy i mamy nadzieję, że kolejne biegi przyniosą Pani tyle radości co w nadesłanej relacji.
Ponieważ jeszcze jedna relacja nas szczególnie urzekła, postanowiliśmy przyznać wyróżnienie dla Pana Tomasza Olejnika. Nagrody zostaną wysłane pocztą.
Poniżej prezentujemy zwycięską relację.
Bieganie to wolność,
Góry to wolność.
Wielka Pętla Izerska to wolność do kwadratu i wspaniałe biegowe święto.
Już miejsce biegu wskazuje na to, że trasa będzie wymagająca, a jednocześnie malownicza. W trakcie biegu każdy mógł znaleźć coś dla siebie podbiegi oraz dość szybkie zbiegi. Ja w tym roku szczególnie mocno chciałam przebiec zbiegi, co mi się zresztą udało „aż za bardzo”. Nie spodziewałam się, że uda mi się zrobić życiówkę na 5 km.
Ale zacznijmy od początku. Godzina 11:00, 15 min do startu, biegacze powoli zajmują miejsca w strefie startowej. Ustawiłam się na środku, bo czułam, że tam jest moje miejsce. Ku mojemu zaskoczeniu na starcie okazało się, że wiele osób zajęło odpowiednie dla siebie miejsce (co na biegach jest rzadkością). Dzięki temu, że startujący dobrze oszacowali swoje siły i odpowiednio ustawili się na linii startu, pierwsze kilometry były normalnym biegiem, bez przeciskania się między wolniejszymi zawodnikami.
Gdy tylko wybiegliśmy z zabudowań można było poczuć to coś… coś czego nie poczułam w tym miejscu rok temu. Zapach mokrej trawy, ziemi, rześkość. Tak, zdecydowanie górską rześkość – to coś czego nam ludziom z nizin szczególnie brakuje. Pierwszy bardziej stromy podbieg i już otaczają nas drzewa. To właśnie po to przyjechałam, by przebiec półmaraton wśród pięknych okoliczności natury, by mimo zmęczenia zdobyć się na „spocony uśmiech” za każdym razem gdy przed oczami miałam dla mnie niecodzienne, zapierające dech w piersiach górskie widoki. Rok temu gdy biegłam po raz pierwszy trasa zrobiła na mnie tak pozytywne wrażenie, że w tym roku zabrałam ze sobą kamerkę aby uwiecznić fragmenty biegu. Pogoda sprawiła, że na trasie miejscami było mokro, przez co trzeba było uważać. Nikt w tych miejscach nie utrudniał biegu innym biegaczom. Jestem naprawdę mile zaskoczona kulturą biegową uczestników, rzadko się zdarza by przebiec, 21 km w dość dużej grupie osób i nie trafić na nikogo kto ma problem z biegowym savoir vivre.
Gdy dobiegliśmy do najwyższego punktu na trasie biegu, głos z tyłu głowy powiedział mi, że to już czas by sprawdzić czy uda mi się pokonać ostatnie kilometry, w mocniejszym tempie. Zaczęłam zbiegać, dość ostrożnie, ale czując, że mam jeszcze siły w nogach postanowiłam dać z siebie więcej niż zakładałam. Z uwagi na to, że ziemia była mokra przez pierwszy kilometr miałam z tyłu głowy lekko zaciągnięty hamulec, ale później porwała mnie wolność. To naprawdę magiczne, że wystarczy tylko kilka kilometrów zbiegu, by człowiek poczuł dziecięcą radość… Ale wszystko co dobre kiedyś się kończy… a może dopiero zaczyna? Ostatni mały podbieg i oczom ukazał się stadion, już od kilometra było słychać wypowiedzi speakera oraz oklaski kibiców. Meta położona na najpiękniejszym stadionie w Polsce, widok gór w oddali sprawił, że nawet nie zauważyłam że zniknęła „dmuchana meta”. Ale przecież ona jest tylko dodatkiem, tak naprawdę najważniejsi są zawodnicy i kibice, którzy spisali się na medal.
Bieg w mojej ocenie jest również przykładem bardzo dobrej organizacji biegu. To bardzo ważne by w młodych ludziach kształtować ducha sportu, nie chodzi tu o rywalizację a o piękno biegania i aktywności fizycznej. Pomysł z biegami dziecięcymi oraz biegiem rodzinnym to strzał w dziesiątkę. Dzięki temu na mecie czekało na mnie 4 super kibiców, którzy chcą wrócić do Szklarskiej Poręby za rok! Ja oczywiście też chcę wrócić, by znów poczuć tą magiczną atmosferę i pisać dalej swoją biegową historię!
Filmik można zobaczyć na Amatorski Klub Biegowy Zakwasy Team
Organizator

Partner techniczny
